Geoblog.pl    patoholiday    Podróże    kuciapka jedzie do azji    targowisko zagłady
Zwiń mapę
2010
03
maj

targowisko zagłady

 
Birma
Birma, Kalaw
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20742 km
 
Nasz cudowny przewodnik Alex zakonczyl swa misje sukcesem, przeprowadzil nas przez plaskowyz Szan, pokazal jeziero i odjechal do domu. Zostalismy znowu sami na szlaku, a co za tym idzie- nasz powrot do Kalaw okazal sie dosc zabawny. Najpierw wladowano nas do malego pickupa z kilkunastoma Azjatami, w ktorym odkrylismy u siebie poczatki klaustrofobii, a potem wyladowalismy w minibusie ze znacznie wiekszym tlumem lokalsow i wciaz bylismy jedynymi bialasami na pokladzie tych maszyn. To jedna z wiekszych zalet podrozowanie w porze roku, ktora odstrasza nawet najbardziej zatwardzialych milosnikow podziwiania piekna trzeciego swiata.
Po powrocie do celu, jako mali konspiratorzy i burzyciele mas pracujacych, wypalilismy na CD dla naszego przewodnika film dokumentalny o Birmie, a on w przyplywie sympatii zaprosil nas do swego domostwa na lunch.
Alex mieszka sobie w malej chatce z bambusa wraz z zona i dzieckiem. Nieopodal w podobnych domach zyje jego ojciec i rodzenstwo. Chatka, ktora z zewnatrz wydaje sie za mala na cokolwiek, okazuje sie w gruncie rzeczy calkiem przestronna i niczym telefony plusa- wszystko majaca. W chatce zostajemy zaproszeni na seans kina birmanskiego i koncert muzyki- wszystko lecace z nowego, chinskiego odtwarzacza BlueRey. Kuchnia, podobnie jak sam domek jest niezwykle prosta, ale posiada wszystko to, co niezbedne by ugotowac dowolna, birmanska potrawe. Wlasciciel wlosci jest zas dumny ze swego domu i uwaza zamiane bambusowych scian na betonowe za niewygodna, kosztowna i pozbawiajaca dom naturalnej wentylacji, niezbednej w tym klimacie.
Zakosztowalismy zatem po raz kolejny przepysznej kuchni w wykonaniu Alexa, pozachwycalismy sie znowu nowoodkrytym warzywem, zaproszono nas do przydroznego baru na tradycyjny, birmanski napoj z mleka kokosowego, czegos w rodzaju sojowego makaronu, czegos żelkowatego, czegos owocowego i urąbanej siekierą kostki lodu, ktora raczej nie byla zrobiona z wody zdatnej do picia. Wyglądalo przerazajaco, ale ku naszemu zdziwieniu bylo lepsze od soku z malezyjskich, żelkowych pijawek.
Poza jedzeniem, oddalismy sie wlasciwie juz tylko dwom czynnosciom. Przesiadywaniem na hotelowym dachu i podziwianiem panoramy noca oraz zakupom na 5 dniowym markecie. Dla uscislenia- market 5 dniowy nie trwa 5 dni, tylko odbywa sie co 5 dni. Ze wszystkich gorskich wiosek, zjezdzaja sie przekupki sprzedajace wszystko- od dziwnych wegorzy, po wyuzdana pornografie. Wegorza niestety nie kupilismy.

P.S. Odkrylismy najlepsze warzywo swiata, ktore w wolnym tlumaczeniu nazywa sie “damskie palce”, lub nieco oficalniej “okra”. Znajdzcie mi prosze dostawce tego cuda we Wroclawiu :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (37)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
patoholiday

Dominika i Maciek
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 102 komentarze102 1222 zdjęcia1222 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
14.01.2010 - 22.05.2010