Geoblog.pl    patoholiday    Podróże    kuciapka jedzie do azji    daj łapę
Zwiń mapę
2010
26
mar

daj łapę

 
Wietnam
Wietnam, Hanoi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17068 km
 
W ludziach zawsze szanowalem to, ze w glebokim powazaniu mieli szablony, szufladki i stereotypy. Otoz w Wietnamie olano nawet, ponoc uniwersalny podzial na bogata polnoc i biedne poludnie. Mamy tu wiec stolice ekonomiczna w postaci Sajgonu, ktory w pokraczny i nieraz groteskowy sposob, stara sie byc europejski oraz konserwatywna stolice kulturowa i polityczna, ukryta za murami Hanoi. Juz sam wjazd do miasta, pokazal nam dzikosc azjatyckiej duszy i jej pazur. Poranny autobus, zmierzajacy w kierunku centrum, jechal przez jeszcze nieco ospale ulice, gdzie na chodnikach leza poukladane w rowne stosy psie zezwloki, swiezo opalone i wypatroszone. Przecierajaca zmeczone oczy Wietnamka, opiera sie leniwie o swoj skuter, do ktorego ma przywiazane dwa psie korpusy ze sterczacymi ogonami. Scena ta ma miejsce w dzielnicy pelnej starych, odrapanych domow, nasaczonych duchem komunizmu i zapachem palonego miesa.

Otoz moi drodzy- w Wietnamie psy sie jada chetnie i nie jest to zaden mit, ani legenda. Nieprawda tez jest, ze zdarza sie to rzadko i tylko nielicznym, prymitywnym i nieokielznanym obywatelom tego kraju. Na polnocy psina jest miesem powszechnie lubianym i szeroko dostepnym.

Zszokowani widokami ogladnymi z okien autobusu, przez szereg godzin staralismy sie odnalezc psia ulice. Niestety, brak znajomosci jezyka wietnamskiego (choc akurat wiedzielismy, jak powiedziec po ichniejszemu “pies” /cho/) uniemozliwil nam realizacje planu. Nie udalo sie odnalezc ulicy, pomimo wspanialego rysunku Kosendarskiej, tlumaczacego tambylcom, o co nam chodzi oraz licznych ulicznych przedstawien pantonimy. Mimo tego malego niepowodzenia, udowodnilismy po raz kolejny, ze nie liczy sie cel, tylko sama droga. Dzieki poszukiwaniom, bylismy zmuszeni do opuszczenia turystycznej enklawy, sklepow i biur podrozy, w ktorej przesiaduja biale twarze i udalismy sie w glab jadra ciemnosci. Pierwsze slady masowych mordow psiej rasy, odkrylismy na ulicy, ktora ponoc slynie z psiny. Slynie wedlug Lonely Planet, bo Wietnamczycy chyba za bardzo o tym nie wiedza. Co prawda znalezlismy tam jedna knajpe, gdzie w menu byl wyszczegolniony pies, ale nikt nie chial go nam podac, ani tez pokazac. Dopiero na drugim koncu brudnego kanalu, gdzie najprawdopodobniej bialy czlowiek jeszcze swojej stopy nie postawil, znalezlismy knajpy i stragany, pelne najlepszego przyjaciela czlowieka. Psa podaje sie tam na wiele roznych sposobow, nam podano go z grilla. Nie byl to nasz swiadomy wybor, a jedynie dzielo przypadku, gdyz w tej czesci miasta jezyk angielski nie istnieje. Mieso psa poza delikatnym, moralnym niesmakiem, okazalo sie nad wyraz dobre, a podane ze skora, przypominalo nieco chuda golonke. Do kazdej porcji podano sos, ktory okazal sie wyjatkowo obrzydliwy, a jego zapach kojarzyl sie jedynie z mokrym, martwym kundelkiem. Dla dodatnia pikanterii lub w ramach perfidnego zartu, przy kazdym stoliku paleczki i przyprawy lezaly w plastikowych pudeleczkach, przyozdobionych wizerunkiem usmiechnietego pieska kolo budy. Nieopodal restauracji, na ulicznych straganikach, sprzedawano psie mieso, ktore mozna bylo kupic hurtem w postaci calego zwierzaka, badz tez wybrac sobie ulubiona czesc. Najwiekszym powodzeniem cieszyly sie rowno obciete lapki i ogony.

Kolejnym celem naszej kulinarnej kolejki grozy, bylo zjedzenie prawidlowo przyrzadzonego weza, ktorego poszukujemy odkad tylko wjechalismy do Wietnamu. W tym celu, wsrod nocnej ciszy, udalismy sie taksowka do przyrosnietej juz na stale do Hanoi miejscowosci La Mat. Tam czekal juz na nas nagabywacz, trzymajacy pomieta, zalaminowana wizytowke, pelna rozmaitych szlaczkow, owijajacych niezdarny rysunek kobry. Przelamujac strach i instynkt samozachowawczy wsiedlismy z nim na motor i w trojke ruszylismy w platanine ciemnych uliczek i domow. Po kilku minutach znalezlismy sie w czyms, co najlepiej okreslic, jako wspolczesny warsztat alchemika. Duze, mroczne pomieszczenie z kilkoma ciezkimi krzeslami i lawami, wypelnialy glownie masywne, drewniane polki ze slojami pelnymi pograzonych w alkoholu wezy. W centralnym punkcie stalo wielkie akawarium, w ktorym owiniety dziesiatkami pytonow, spoczywal pokaznych rozmiarow aligator. Oczywiscie nie musze dodawac, ze bylismy jedynymi goscmi.

Oszolomiony surrealistyczna sceneria, dostalem do reki dwumetrowego dusiciela, a wlasciciel przybytku, z dziwnym usmiechem zaczal grzebac cos przy malej, ale za to bardzo szczelnie zabudowanej klatce. Zanim sie zorientowalismy, co do jego zamiarow, zdazyl rzucic na podloge beztroskim ruchem, bardzo zywa i bardzo wkurzona kobre. Bylismy w takim szoku, ze zapomnielismy o targowaniu sie i drodze ucieczki. Mowiaca lamanym angielskim, Azjatka podajaca sie za kucharke, chwycila mnie za reke i pociagnela w strone tonacej w mroku ulicy. Bylem wiec trzymany za jedna reke przez Wietnamke, za druga przez pytona, ktorego caly czas nioslem, a za gardlo trzymal mnie strach.

Uspokoilismy sie dopiero, gdy po kilku minutach w mroku, dotarlismy do jasno oswietlonej knajpki, pelnej drewnianych stolikow, sadzawek i mostkow. Tu jednak u Kosendarskiej pojawily sie opory natury moralnej, bo waz byl ladny, ogon mial okrecony wokol mojego sutka, a znienacka pojawili sie Azjaci z nozami i butelka spirytusu. Nie czekajac jednak na nasze rozprawy natury filozoficznej, zabrali naszego weza i z usmiechem wycieli mu serce, krew upuscili do szklanki, a zezwlok zabrala pani kucharka. Jako glowa naszej dwuosobowej rodziny, dostalem do wypicia kieliszek z bijacym jeszcze sercem naszego pupila. Kosendarska zas musiala zadowolic sie szklaneczka cieplej, wezowej krwi z odrobina alkoholu. Potem bylo juz tylko normalniej. Dostalismy spowrotem nasze wezowe truchlo, przerobione na wezowe sajgonki, golabki, flaczki i barbekju ze skory, watroby i miesa. Szczegolnie smaczna okazala sie watrobka. W trakcie tej biesiady towarzyszyla nam kucharka wraz z jej licznym potomstwem i ich kolegami. Nieustannie wpatrywali sie w nas, komentujac nasze miny i niesmiale ruchy paleczkami. Zapytani o to, czy w Wietnamie czesto je sie weze, odpowiedzieli, ze ‘jes’ i ze bardzo czesto je sie hepi bersdej snejk.

Po posilku pozegnal nas sam patron rodu, uosobiony przez bardzo starego, siwego Azjate o zelaznym uscisku dloni. Wreczyl nam ze smiertelna powaga wizytowki swojej restauracji i nakazal swoim synom bezpiecznie odwiezc nas do postoju taksowek. Juz po chwili pedzilismy z nimi na dwoch skuterach, mijajac z nieznana nam dotad predkoscia ciezarowki, pieszych i ciemnosc. Synowie okazali sie na tyle przejeci poleceniem ojca i szefa zarazem, ze gdy na postoju nie znalezlismy taksowki naszej ulubionej sieci, jeden z nich popedzil na motorze, by zatrzymac te, ktora minela nas jadac ruchliwa ulica.

By nie ograniczac sie tu jedynie do refleksji kulinarnych, pozwole sobie na jeszcze dwa male spostrzezenia. Po pierwsze: prawdziwy Wietnamczyk jest w stanie umiescic na swoim skuterze niemal wszystko. Jestem pewien, ze odpowiednio zmotywowany zaladowalby tam nawet pozostalych Wietnamczykow z ich skuterami. Na kazdym kroku, doslownie co minute, mijaja nas skutery obladowane: lodowkami, oknami, skrzynkami z piwem, drzwiami, swiniami, sporymi fragmentami aut i ciezarowek, dziesiatkami koszy i innymi wielokrotnie spietrzonymi, ktorych przeznaczenia nie bylismy w stanie odgadnac. Po drugie: Azjaci uwielbiaja dlugie paznokcie. Nie chodzi tu bynajmniej o uwielbienie mezczyzn dla drapieznych pazurow kobiety. Mam tu na mysli hodowanie przez samcow prawdziwych szponow, dlugich na kilka centymetrow. Nikt do tej pory nie byl w stanie wyjasnic nam pochodzenia tego fenomenu, ale widac sa rzeczy na niebie i ziemi zrozumiale jedynie dla Azjatow.

Aha. Czesci turystycznej zwiedzac nie warto, mozna wpasc zjesc cos i postarac sie nie dac za bardzo naciagnac przez wyspecjalizowane oddzialy sprzedawczyn owocow i pozotale brygady akwizytorow.

PS. Czy wiecie, ze azjatyckie kobiety uwazaja za seksowne dlugie i proste wlosy, wystajace z pieprzykow na twarzy oraz wydatne kly skierowane do przodu?

PS 2. Pragne tez wspomniec, ze w Wietnamie zamawiajac zabie udka, jest spora szansa na to, ze dostaniecie tez zabi kregoslup, zabie lapki i zabie flaczki.

PS 3. Najlepsza viagre i prezerwatywy mozecie kupic od ulicznych sprzedawcow. Oczywiscie mozecie zrobic to tylko w ciagu dnia, bo wieczorem latwiej jest kupic kobiete niz kondoma.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (44)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Martyn
Martyn - 2010-04-12 21:04
no i jest konkret jedzeniowy- dawno oczekiwany :D, choć niekoniecznie chciałam zobaczyć psiaki w takiej formie....na talerzu prezentują się lepiej niż na ladzie...;p
 
Avalarte
Avalarte - 2010-04-20 16:00
Dżizesss... Coś okropnego... Biedne pieski ;-/ Blee...
 
 
patoholiday

Dominika i Maciek
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 102 komentarze102 1222 zdjęcia1222 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
14.01.2010 - 22.05.2010