Dzis bedzie o jedzeniu, zakupach i o tym, ze Kosendarska ma talent.
Tak, wiem zawsze jest o jedzeniu, ale dzis bedzie o jedzeniu ze szczegolami. Otoz kuchnia malezyjska jest wypadkowa kazdej kuchni tej czesci azji i praktycznie ciezko ja odroznic w natloku potraw przewijajacych sie poprzez wielojezyczne menu. W Malezji jada sie wszedzie, moze to byc restauracja, budka, stragan, grill umiejscowiony na tylnim siedzeniu motocykla, czy kuchenka gazowa nieopodal rynsztoku. W Malezji jada sie wszytsko i nic nie moze sie zmarnowac. Jesli chcemy zjesc rybe mozemy byc pewni, ze kazdy jej kawalek stal sie osobnym daniem. Glowe podano w curry, zezwlok z ryzem, flaki w papryce, a reszte, o ile jakas zostala w zupie. Dotyczy to kazdego zywego stworzenia. Kurze lapki podaje sie z grilla z szarym, groznym sosem, watroby i flaki nabite na patyk i gotowane we wrzacej wodzie, pyski swinskie i odnoza tez sie ponoc jada, choc narazie nie jestesmy jeszcze gotowi by dowiedziec sie jak i gdzie. Wszystko to jest martwym i przyprawionym swiadectwem oszczednosci i pomyslowowsci Malezyjczykow. W malezji je sie nieustannie, a nawet jak sie nie je, rozmysla sie o jedzeniu mijajac kolejne bulgoczace garnki i skwierczace patelnie. Jedzenie dla Malezyjczyka jest tym czym narzekanie dla Polaka i nie wyobrazam sobie bez niego ich nieodlacznego usmiechu.
Dzis bylismy swiadkami niezwyklego kulinarnego wydarzenia, niezwyklego dla nas, bo dla autochtonow byl to wieczor podobny do kazdego innego. W centrum sporego miasta o wdziecznej nazwie Kota Bahru odbywa sie codziennie po 17 wieczorny targ. Jest to miejsce, w ktorym pomiedzy kilkudziesiecioma straganami z jedzeniem i napojami spotyka sie cale miasto, by celebrowac jedzenie i boga. Kazdy, kto chce zobaczyc, czym jest kuchnia w Malezji i jak potrafi byc roznorodna, musi sie tam wybrac. W straganowym menu doszukalismy sie krewetek, rybich jaj w postaci zbitych, podluznych rolek przypominajacych konskie penisy, matek wspomnianych juz jaj porozcinanych i zalanych sosami w kolorach teczy, czyli koniec koncow w kolorze brunatnym, golebi z rozczapierzonymi skrzydlami i skora zlota od ognia, niebieskiego ryzu podawanego z malymi, suszonymi, smierdzacymi obrzydliwymi rybkami, kurzych lapek i szyjek podawanych z grilla, wszelkiej masci plugastwa morskiego ponadziewanego na patyczki i zdecydowanie za krotko gotowanego, renesansowych nalesnikow nadziewanych wszystkim z abstrakcyjnym sosem z cebuli i rozu, kalejdoskopu slodyczy zawinietych w inne slodycze lub liscie banana i wielu innych potraw, ktore z racji ograniczonych mozliwosci komunikacji i instynktu samozachowawczego autora pozostana tajemnica.
Cena jednego smakolyku wahala sie od 50 gr do 2 zl, a wrazenie pozostalo jak zwykle bezcenne. Co pewien czas powietrze przeszywal dzwiek syreny dochodzacej z meczetu i caly targ zamieral. Zaslaniano stragany, wylaczano telewizory, a glosni do tej pory sprzedawcy siadali spokojnie lub odchodzili od swych kramow. Zaczynal sie czas modlitwy. Kolejna syrena znow przywracala targowisko do zycia. To co zjadla dzis Kosendarska w przyplywie odwagi mozecie zobaczyc na zdjeciach, ja napisze jedynie, ze nie zrozumieja tego ci ktorzy nie byli z nami wczesniej na targu, gdzie wszystkie skladniki wieczornych potraw lezaly pod gruba warstwa much.
Zamowione dania bez wzgledu na ohydny wyglad czy zapach pakowane sa w liscie bambusa, folie lub gazete. Zazwyczaj zawijane sa we wszystko jednoczesnie, zapewne w nadziei, ze sprzedany pokarm nie ucieknie i nie wroci do wlasciciela.
Osobna kwestia sa napoje, jak juz wspomnialem narod ten pozbawiony jest blogoslawienstwa alkoholu. Jedna butelke piwa pija sie tu z racji zawyzonej ceny na kilka osob, badz z racji religii- wcale. Malezyjczycy pozbawieni alkoholowego szalenstwa popadli we wlasne. Gama rzeczy, ktore mozna tu saczyc jest tak szeroka, ze wyobraznia przecietnego europeiczyka nie moze jej przez dlugi czas ogarnac. Wypic mozna kazde wazywo i owoc w formie gazowanej, zapuszkowanej, zakartonikowanej . Miks marchewki z mlekiem, pomidora z mlekiem czy herbaty z chryzantema zlocista jest tu czyms naturalnym i powszechnym. Prawdziwy Malezyjczyk pija jedak glownie herbate. Miesza sie ja przewaznie z mlekiem lub limonka choc dopuszczalna jest tu pelna dowolnosc dodatkow, proporcji i skladnikow.
Ukoronowaniem osiagniec kuchni Malezji sa jej desery. Maja tysiace barw i ksztaltow zaskakujacych pieknym kunsztownym wykonaniem. Niestety maja tylko 3 smaki: za slodki, nieslodki i niepodbny do niczego. Ostania kategoria jak sie domyslacie jest najciekawsza i zawiera w sobie szeroka palete smakow i skladnikow, korych w deserze byc nie powinno i ktorych zazwyczaj w krajach, gdzie zwierzeta domowe sie karmi a nie jada nie ma. Prawdziwa wisienka na torciku malezyjskich deserow sa ich lody. Wyobrazcie sobie miske pelna drobno pokruszonego lodu zalanego syropami owocowymi i mlekiem kokosowym. Niech wasza fantazja doda do tego fasole, kukurydze, zelki i jedna galke lodow europejskich. Udalo wam sie to sobie zwizualizowac? To teraz wyobrazcie sobie ze jest to naprawde pyszne. Jesli i to wam sie uda oznacza, ze macie w sobie krople krwi malezyjskiej i spora dawke szalenstwa.
Nalezy jednak pamietac o tym ze, gotowanie we wczesnej fazie przygotowan wiaze sie zazwyczaj z zakupami. Nie jest to czynnosc, ktorej moga sie oddac wrazliwe dzierlatki i metroseksualne samczyki z wypielegnowanymi dlonmi. Zakupy w Malezji to strefa wojny brudu ze smrodem, gdzie krew i posoka leja sie gesto. Chcesz zjesc kurczaka to musisz sobie go wybrac sposrod rytmicznie drgajacej czarnej muszej masy. Chcesz upichcic sobie rybke to dorzuc do tego niebotyczny smrod i brodzenie po kostki w rybich flakach. W miare bezpieczne wydaja sie jedynie warzywa i owoce, co moze byc proba popularyzacji wegetarianizmu wsrod lokalnych miesozercow.
Kolejna dosc specyficzna cecha malezyjskich zakupow jest to, ze sprzedawca ryb nieraz oferuje nam swoje towary ubrany w koszule od Prady, spodnie Armaniego z nosem przyozdobionym klasycznym modelem Ray Banów. Poczatkowo o maly wlos nie uszlo to mojej uwadze, jako ze widoki podobne raczyly juz moje oczy i poczucie humoru w Bulgari czy Turcji. Jednak za sprawa Kosendarskiej spojrzalem na to poraz kolejny z jeszcze szerszym usmiechem.
Malezja moi mili czytelnicy jest bowiem nieco perwersyjnym ucielesnieniem idei "no logo". Tu naprawde nie jest wazne czy nosisz ciuchy markowe i jaka metka je przyozdabiasz. Przyczyna tego nie jest bynajmniej dojrzale podejscie Malezyjczykow do zagadnienia byc czy miec, lecz fakt ze w tym kraju nawet biedakow stac na ubrania najlepszych marek.
Bliskosc malych, zoltych, chinskich raczek i prawo chroniace obywateli przed nadmierna lapczywoscia firm znanych nam, Polakom glownie z telewizji sprawilo, ze na kazdym kroku mozemy znalezc stragany zaslane dolcze gabana, lui witonem i tym podobnym armanim. Kosendarska jako osoba skromna i obdarzona wywazonym gustem zaopatrzyla sie juz pierwszego dnia w zegarek calvina kleina, ktorego cena opiewala na sume 25 zl.
Tak dochodzimy do ostaniej czesci tej nieco juz przydlugiej opowiesci. Otoz nowiutki zegarek kalvina kosztuje od 50 do 70 zl, ale Kosendarska to prawdziwa zakupowa bestia i mistrzyni targowania (tak, ta czesc jest sponsorowana). Wystarczy jej kilka minut by zawstydzic arabskich i hinduskich mistrzow handlowej retoryki. Z kazdym jej slowem ceny topnieja niczym czapy polarne a wyraz przerazenia i oszolomienia pojawia sie na twarzy kazdego sprzedawcy. Chcesz poplynac motorowka, prosze bardzo- zamiast 40 zaplacisz 16. Chcesz kupic sobie nowe japonki, mloda Chinka odda ci je za polowe ceny, nie wiedzac nawet co czyni. Otoz droga Polsko - Kosendarska ma talent.
Teraz ona:
Mam cztery z pieciu objawow malarii. Mozliwe, ze czas zaczac dawkowac sobie chinine w toniku i zamieszkac w baobabie.