Na wlasne zyczenie dostalismy sie z raju wprost do piekla. Jesli pamietacie tak wyjatkowe dzielo kinematografii, jak 'Hellriser' na pewno wkrotce zrozumiecie, co mam na mysli.
W dniu poprzedzajacym pelnie, zamiast polowac na wolpierze i inne wilkolaki, udalismy sie wprost do rozgrzanego sloncem Kuala Lumpur, by na wlasne oczy zobaczyc hinduskie swieto Thaipusam. Nie bede sie rozwodzil nad tym, czym dokladnie Thaipusam jest i nad jego religijna symbolika. Nie bede tez zbyt obszernie opisywal tego, co leniwie przesuwajac myszka zobaczycie pod tekstem. Opisze tylko wrazenie, jakie to na nas wywarlo.
Otoz po dotarciu nocnym pociagiem do stolicy, niezwlocznie udalismy sie do jaskin Bathu, gdzie mialo sie odbywac dlugo wyczekiwane przez nas swieto. Specialna linia kolejki z kazda stacja zapelniala sie coraz wiekszym wielobarwnym tlumem Hindusow. Na koncowej stacji wylalismy sie z metra smierdzaca, kolorowa rzeka na cos, co mozna jedynie okreslic jako festyn odpustowy na rozgrzanej patelni . Tysiace osob, mlynskie kolo przyozdobione azjatyckimi ornamentami i hinduskimi wizerunkami, setki straganow pelnych slodyczy, indyjskiego kina, pokarmu dla malpek, darow ofiarnych, dewocionaliow i pluszowych tygrysow. W pocie calego ciala przebilismy sie przez ten ludzki chaos do schodow prowadzacych do Bathu Caves, gdzie przywital nas zgola inny widok.
W korytarzu utworzonym pomiedzy tysiacami osob, przesuwala sie podrygujaca w takt psychodelicznej muzyki wygrywanej na bebnach, procesja. Otoczeni grupa wsparcia grajaco-podtrzymujaca, kroczyli wybrancy dzwigajcy oparte na swoim ciele altanki stylizowane na cos pomiedzy kapliczka a klatka pelna orientalnych ptakow. Co pewien czas zlani potem siadali lub mdleli na podstawionych im krzeselkach, by po chwili ruszyc w dalsza wedrowke w kierunku swiatyni. Ich ciala przyozdabialy haki powbijane glownie w plecy i ramiona, obciazone tym, co znalezc mozna zazwyczaj na targu z owocami czyw kwiaciarni. Delikwent taki mial na sobie melony, limonki, lancuchy, liny i kawalki straganow. Wokol panowal tak niewyobrazalny scisk, zar i tratowanie sie nawzajem w wyscigu 'kto pierwszy do jaskini', ze nawet miejscowi co kilka minut padali w omdleniu na ziemie. Na pomoc kroczyly im wtedy azjatyckie 14latki, ubrane w stroj pielegniarki rodem z sex shopu, ktorych rola bylo wahlowanie delikwentow.
Dzielnie wmieszalismy sie w tlum i ruszylismy w podroz po zbyt wysokich i zbyt naslonecznionych schodach, w kierunku wielkiej jaskini i ukrytej w jej cieniu swiatyni. Reszte zobaczycie na zdjeciach. Ze swojej strony powiem tylko, ze bylo to najbardziej autyczne przezycie religijne, jakie widzialem w zyciu. Nasze boze cialo to przy tym wymuszony spacerek znudzonych emerytow i ich pociech.
Podziele sie tez z wami refleksja, ze oprocz rasy bialej zoltej i czarnej, istnieje rasa fotografow. Oni sa poprostu inni i nie zwazajac na nic, pstrykaja zdjecia z wyrazem twarzy, ktory zazwyczaj mozna znalezc w poganskich swiatyniach krwawych, mrocznych bostw.
Dodam jeszcze, ze Kosendarskiej za nieumiarkowanie w robieniu zdjec i nachalnosc grozil wielki Hindus z hakami i lancuchami w ciele, z policzkami przebitymi widelcem, z nabita na niego limonka. Po raz pierwszy widzialem przestraszona Kosendarska :)