Wyobrazcie sobie, ze w Malezji moze byc zimno, przekonac sie o tym mozna, jadac do Cameron Highlands. Zimno nie oznacza jednak sniegu, czy chocby szronu. Zimno w Malezji oznacza, ze temperatura spada do magicznej bariery 24 stopni. By przekonac sie o tym ewenemencie wybralismy sie w malezyjskie gory do miejscowosci o nieco egipskiej nazwie Tanah Rata.
Przedzierajac sie waska i stroma szosa posrod gestej dzungli, wyobrazalismy sobie tajemnicza magie tej gorskiej miesciny. Wizuowalismy sobie chatki z bambusa, puste uliczki, klimat przypominajacy gorskie miasta Peru. Otrzymalismy za to cos pomiedzy Austria a Szwajcaria. Te same domki, podobny krajobraz i Kosendarska, ktora mowi, ze widoki przypominaja jej te zza rodzinnego okna.
Ale jak to w Azji, nawet Szwajcaria okazala sie nieco psychodeliczna. Wszedzie slawiono i podziwiano owoce truskawek. Mozna bylo kupic poduszki, misie, kapcie, parasole, koszulki i posciel w truskawkowe wzory. Swiezych truskawek, mimo usilnych staran nie dostalismy przez wszystkie 4 dni, jakie tam spedzilismy.
Dla turystow zagranicznych byla restauracja “szwabing”, serwujaca dania kuchni niemieckiej oraz prowadzona przez male, zblazowane japonki restauracja “Galaxy”, nie wiadomo jakiego pochodzenia. Kosendarska oczywiscie wybrala te druga, zamawiajac dania azjatyckie, takie jak szparagowy goracy kubek, frytki i kielbase z czosnkiem.
Celem glownym tej eskapady byly jednak pola herbaty, na ktore udalismy sie za pomoca naszej magicznej strzaly w postaci azjatyckiego skuterka, spiewajac raiders on the storm. Nie mielismy wstecznego lusterka, wiec zostala nim Kosendarska, narzekajaca na moje zdolnosci, jako pilota tej maszyny, tylko dlatego, ze raz zapomnialem o malezyjskiej lewostronnosci.
Pola herbaty sa czyms doprawdy niesamowitym. Oszolamia ich wielkosc i 17 odcieni zieleni. Nasza grupowa milosniczka zdjec od razu wyruszyla na poszukiwanie starych azjatyckich kobiet, z koszami pelnymi swiezo zebranej herbaty. Odwaznie biegala pomiedzy sciezkami, spiewajac cienko i bez specjalnego przekonania “nie ma tu pajakow, nie ma tu pajakow”. Pajaki byly.
Cameron Highlands polecam kazdemu, kto lubi treking po dzungli i gorach. Trasy
prowadza przez geste lasy wprost do pol koperku i miety. Widoki z tych okolic zdecydowanie naleza do jednych z piekniejszych w calej Malezji.
P.S.
Reniewski zapomnial wspomniec piszac o trekkingu, ze dostal ataku serca i musialam mu podawac tlen, po przejsciu trasy dla matek karmiacych i ich dzieci w chodzikach. Z wysilku podarl tez ostatnie spodnie, teraz chcac nie chcac, nie mamy wyjscia i musimy jechac na zakupy do Tajlandii.