Kambodza jest panstwem zyjacym przeszloscia i niepewnie spogladajacym w przyszlosc, na ktora z reszta wyraznie brakuje im pomyslu. Podrozuje sie tu od pozostalosci po imperium, ktore zbudowalo monumentalny Angkor, poprzez cienie krwawego terroru czerwonych Khmerow. Dlatego tez nikogo nie dziwi, ze najlepszy kurort Kambodzy slynie ze spalonych podczas rewolucji francuskich, kolonialnych willi i pieprzu, ktory kiedys byl uznawany za najlepszy na swiecie. W pakiecie na szczescie dostaje sie tez najlepsze kraby na swiecie, wylawiane z morza na naszych oczach, podane z pieknymi zachodami slonca.
Oczywiscie menu nie ogranicza sie jedynie do krabow. W naszej guesthausowej restauracyjce mozna bylo dostac wszystkie owoce morza, po ktore wlasciciel (a jednoczesnie kelner i kucharz) niestrudzenie jezdzil do miasta, po kazdym naszym zamowieniu. Wywolalo to pierwszego wieczoru prawdziwa, kambodzanska awanture rodzinna z krzykami, wrzaskami i Kambodzankami w pizamkach, biegajacymi z placzem. Oczywiscie powodem moglo nie byc zamowienie przez nas osmiornicy o polnocy, ale zaloty pijanego gospodarza do Kosendarskiej. Zdania na ten temat, jak zwykle sa podzielone.
Jako, ze atrakcji na miejscu bylo raczej niewiele, wyruszylismy skuterkiem bez hamulcow, licznikow, lusterek i kaskow, wprost do tajemniczego, opuszczonego miasteczka, polozonego na szczycie rownie tajemniczego wzgorza. Oczywiscie okazalo sie, ze droga do celu jest zamknieta i pilnowana przez 16 latka z karabinem. W zamian jednak otrzymalismy od przeznaczenia wlasny gang motocyklowy, zlozony z Niemca, Anglika i ich stalowych rumakow. Nauczylismy sie, jak spakowac 20 swin do jednego samochodu i przypiac sto zywych kur do rozgrzanego dachu busa.. Udalo nam sie tez odnalezc zaginiona i zapomniana plantacje wspomnianego juz, oslawionego pieprzu.
Na zakonczenie kupilismy bilety na autobus, co w Kambodzy oczywiscie wcale nie bylo czynnoscia zwyczajna. Najpierw na rogu ulicy zapytalismy pania nie znajaca angielskiego o cene, na co ona dala nam komorke, z ktorej tajemniczy meski glos stwierdzil, ze bedzie za dwie minuty i sprzeda nam wymarzone bilety. Jak powiedzial tak zrobil, tyle ze sprzedawca okazal sie byc policjantem w pelnym umundurowaniu, na policyjnym motorze.