Geoblog.pl    patoholiday    Podróże    kuciapka jedzie do azji    Sajgon. Po prostu sajgon.
Zwiń mapę
2010
11
mar

Sajgon. Po prostu sajgon.

 
Wietnam
Wietnam, Ho Chi Minh City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15703 km
 
Sajgon dzis, to ponad 9 milionow dusz, pedzacych na ponad 5 milionach skuterow, tworzacych chaotyczne rzeki i strumienie o zdradliwym nurcie. Mowi sie tu, ze glowna atrakcja Saigonu jest przejscie przez ulice, co najlepiej oddaje rozmiar miejskiego chaosu. Sygnalizacja swietlna nie jest dla Wietnamczykow nawet wskazowka, a pasy dla pieszych sa dla pieszych jedynie z nazwy. Przechodzac przez ulice musimy stale obserwowac nurt pojazdow i umiejetnie lawirowac miedzy nimi. O ile kierowcy skuterow, najprawdopodobniej w trosce o swoje wehikuly, staraja sie wymijac przechodniow, to samochody i ciezarowki jedynie na nich trabia, nie zwalniajac nawet odrobine. Jakby tego bylo malo, nalezy nieustannie pilnowac swoich rzeczy, gdyz Sajgon slynie z kradziezy dokonywanych z siedzenia pedzacego skutera.

My oczywiscie, chcac zaliczyc wszystkie atrakcje, przeszlismy przez wiekszosc sajgonskich ulic i dalismy sie okrasc przez najbardziej zwyrodnialych skuterowych zlodziei. Ryzykowalismy zycie, robiac zdjecia okolicznym slumsom oraz szemranym, ciemnym uliczkom i tak wlasnie Kosendarska stracila Canona EOS iles tam D. Czytajcie wiec z uwaga i wzdychajcie z pelna rozkoszy wdziecznoscia.

Nasze pierwsze wrazenie z Sajgonu to psychodela, wywolana zrobiana przez nas samych happy zupa, jedzona w pospiechu na granicy kambodzanskiej i podroza taksowka, przed ktora na prawo i lewo pierzchaly male skuterki, niczym ryby przed drapieznikiem. Celem tej wyprawy byla ulica Phan Ngu Lao, czyli serce turystycznej czesci Sajgonu, zwanej wdziecznie przez ekspantow i miejscowych kurwidolkiem.

O ile samej rozpusty jest tu, w porownaniu z Bangkokiem wzglednie malo, to cala turystyczna infrastruktura jest zywym zaprzeczeniem konajacej idei wietnamskiego komunizmu. Kazdy prowadzi tu jakis interes. Kazdy dom, ktory nie jest hotelem ma wlasna knajpke, pralnie czy sklep. Nasz pokoj znajduje sie zaraz nad azjatyckim odpowiednikiem, europejskiego sklepu FLO. Opiekuje sie nim wiekowa, wietnamska krawcowa, nie znajaca nawet jednego slowa po angielsku i niezbyt skora do podejmowania wysilku interpretowania teatrzykow pantomimy, ktore przed nia wystawiamy. Jest to jednak niewielka cena, za wielki pokoj z klimatyzacja i wspanialym widokiem na zatloczona, wietnamska ulice.

Oczywiscie ta dzielnica, jak i cale centrum, to tylko pozory i uluda dla turystow. Dla przecietnego Wietnamczyka, zarabiajacego maksymalnie do 100 dolarow miesiecznie, miejsca te sa zwyczajnie nieosiagalne. Bawia sie tu jedynie turysci, ekspanci i dzieci bogatych, komunistycznych notabli. Wietnamskie dziewczeta, chetnie popijajace drinki z turystami to w wiekszosci prostytutki lub dziewczyny do towarzystwa, oplacane przez lokale. Prawdziwy Wietnamczyk siedzi na ulicy, pije 1.5 litrowe piwo, kosztujace 1.4 zł i zajada sie zupa Pho, gotowana w wielkim, poobijanym garze. Prawdziwe Wietnamki siedza zas w domu i piora gacie prawdziwych Wietnamczykow, karmiac ich mlodych nastepcow.

Jak to czesto w zyciu i milosci bywa, oszustwa bywaja przyjemniejsze niz prawda. Dzielnica ta, dzieki wysilkom naszej przewodniczki Ramony, okazala sie przyjemna mieszanka pijanstwa i swawoli kulinarnej, polaczonej z konsumpcja substancji nie do konca legalnych, przynoszonych na tacy przez obsluge pubu. Dzieki niej zobaczylismy tez, jak zyja wietnamscy notable i obcokrajowcy. Zwiedzilismy osiedla tonace w luksusie i zieleni, gdzie ceny wynajmu mieszkania wahaja sie miedzy tysiacami, a dziesiatkami tysiecy dolarow miesiecznie.

By uzyskac, jak najpelniejszy obraz, jezdzilismy malym, rozlatujacym sie, miejskim autobusem pelnym Azjatow, by dotrzec do jadra prawdziwego Sajgonu. Zeszlismy nadbrzezne dzielnice biedy i mroczne ulice Chinatown. A wszystko to po to, by stwierdzic, ze Sajgon jest najbezpieczniejszym miejscem Azji w jakim bylismy i dac sie 30 minut pozniej okrasc.

Sama kradziez, rzeczywiscie zgodnie z tym co obiecuje Lonely Planet, odbywa sie bez szkody dla bialasa, w sposob niemal delikatny, nie powodujacy wiekszych obrazen, niz tesknota za straconym przedmiotem. Stalismy na moscie, po zmroku, wpatrzeni w gwiazdy odbijajace sie w pelnym lepkiej mazi kanale, gdy nagle uslyszalem krzyk Dominiki. Kiedy sie odwrocilem, zobaczylem juz tylko oddalajacy sie skuterek z siedzaca na nim Azjatka, trzymajaca tryumfalnie aparat. Pobieglem za nimi przez kilka metrow, krzyczac slowa takie jak: kurwa, skurwysyny, kutasy i pewnie pare innych, bardziej zlozonych i znacznie bardziej rasistowskich. Koniec koncow- aparat oddalil sie w mroku, a nam pozostaly tylko mysli o torturach i krwawych mordach, jakich bysmy sie dopuscili na winowajcach.

Czesc z tych zbrodni zostalo zwizualizowanych w Muzeum Wojny, opowiadajacej historie inwazji amerykanskiej w Wietnamie. Oczywiscie, jest to po czesci muzeum propagandowe. Oczywiscie, postawila je partia komunistyczna zwycieskiego Wietnamu Polnocnego. Faktem jednak jest, ze przedstawione tam fotografie, pochodza ze zbiorow europejskich i amerykanskich fotografow. Faktem tez jest, ze efekty stosowania przez Amerykanow broni chemicznej, widoczne sa po dzien dzisiejszy. Niezaprzeczalnie- muzeum pozostawia bardzo silne wrazenie.

Tyle jesli chodzi o przezycia. Teraz beda opisy, zastepujace zdjecia ze skradzionego aparatu. Gdyby chciec uchwycic jedna, absolutna fotke, oddajaca Sajgon, musialaby ona wygladac tak. Na pierwszym planie ulica pelna tysiecy pedzacych skuterow, w tle chodnik zaslany krzeselkami i lezakami pelnymi Azjatow, pijacych czarna kawe z lodem lub jedzacy zupe, ze stojacych nieopodal, blaszanych garow, ogrzewanych nad koksownikami. Nad tym wszystkim powinny sie wylaniac zbite w jednolity mur domy o waskich fasadach, tworzace mozaike niepasujacych do siebie ksztaltow i kolorow. Przeslaniac je powinny grube zwoje wszelkiej masci kabli i przewodow, zbite w chaotyczne sieci, wygladajace jakby utkaly je cale stada pajakow na kwasie. Gdzies pomiedzy tym wszystkim, powinna biegac Kosendarska w czerwonej sukience. Oto idealna fotografia Sajgonu.

Fotografia dzielnicy turystycznej, powinna w zasadzie wygladac tak samo, tylko nalezaloby dorzucic do tego obrazka kilkudziesieciu bialasow, znacznie wiecej ulicznych sprzedawcow wszystkiego, kilka dyskotek, kilkadziesiat restauracji i Azjatow pedzacych ulica i grzechoczacych grzechotka. Ci sa wazni dla pelnego obrazu sytuacji, gdyz grzechotanie to, obiecuje samotnym turystom masaz z happy endem :) A gdyby do tego dorzucic fonie, to poza grzechotaniem, uslyszelibysmy nieznosny gwar, z ktorego raz na jakis czas wylania sie “baj marihuana, baj marihuana”.

Fotografia dzielnicy ekskluzywnej powinna zas wygladac tak. Po ulicy jada dwa skuterki, ktore wlasnie mija najnowszy mercedes klasy S. Na chodniku spaceruje pani z pieskiem, potrzasajacym kokarda na glowie, mijajac wlasnie rosyjska restauracje, serwujaca doskonalego sledzia. Jedyna rzecza, ktora przeslania luksusowe budynki pelne szkla i marmuru, sa idealnie wypielegnowane zywoploty i krzewy.

By odreagowac wszystkie te atrakcje, udalismy sie do tuneli Wietkongu, oprowadzani przez weterana wojennego, na ironie walczacego z komunistami. Tunele rzeczywiscie sa waskie, ciemne i dusze. Pulapki zastawiane na Amerykanow przypominaja, co bardziej wyszukane eksponaty ze sredniowiecznej izby tortur, a wrazenie pozostaje takie: “Wietnamczycy to diabelnie wytrzymale i zdeterminowane sukinkoty”. Dynamicznym zakonczeniem naszego tygodniowego pobytu w Sajgonie, bylo strzelanie z karabinu M16, pelne wizualizacji uciekajacych zlodziei aparatow.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (45)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Avalarte
Avalarte - 2010-04-20 16:05
Qrczaki... Zdjęcia piękne. Szkoda tego aparatu. Ehh... Domi, mam nadzieję, że choć trochę to odreagowałaś?
 
 
patoholiday

Dominika i Maciek
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 102 komentarze102 1222 zdjęcia1222 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
14.01.2010 - 22.05.2010