W samolocie wyczytalem w przewodniku, ze w Malezji homoseksualizm jest karany chlosta lub tez wiezieniem. Kosendarska sie zbulwersowala, ja wzruszylem ramionami i zjedlismy malezyjskiego kurczaka z bog jeden wie czym.
Jak juz wspominalem- przewodniki klamia. W Malezji, w jej stolicy, na stacji metra spotykamy pare pedalow. Nikt ich nie chloszcze ani nie zamyka, a oni wtuleni w siebie pedza przez miasto wsrod neonow. W hotelu recepcjonista okazuje sie byc pedalem, ktory by podac mi haslo do wifi leniwie odrywa sie od zdjecia nagiego faceta. Tak wiec okazuje sie, ze nie taka Malezja konserwatywna jak ja przewodniki maluja.
Co do faktografii chronologicznej to ropakowalismy sie w hotelu polozonym w samym centrum stolicy, zjedlismy 3 zupy, sfotografowalismy nawiedzona milosniczke LA, szczury wielkie niczym malpy, chinskie wszytkomajace restauracje i stragany, po czym usnelismy w uroczym pokoju bez okien.
Nastepnego dnia zjedlismy wlasnorecznie gotowane watroby, odbyty i flaki rozmaitych zwierzat. Poglaskalismy kotka, ktorego o dziwo nie zjedlismy. Mnie ogolil hinduski golibroda, ktory ogolil wszystko poza broda, o co usilinie prosilismy we wszystkich jezykach swiata, lacznie z ojczystym. Zwiedzilismy China Town i male Indie, wiec mozemy smialo wracac, szczegolnie ze rozwalilismy juz jedno lozko w hotelu.
A teraz Kosendarska, ktora zjadla juz 4 posilki i wlasnie zjadlaby 5ty, cos napisze:
siema.