Geoblog.pl    patoholiday    Podróże    kuciapka jedzie do azji    kraina min ladowych i wiecznego usmiechu
Zwiń mapę
2010
18
lut

kraina min ladowych i wiecznego usmiechu

 
Kambodża
Kambodża, Siem Reap
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14770 km
 
Witamy z Kambodzy, kraju usmiechnietych ludzi i min ladowych, ktore regularnie pozbawiaja ich rak i nog. Witamy z dzikiej Azji, gdzie roi sie od oszustow, naciagaczy i najprzyjazniejszych ludzi pod sloncem. Witamy ze swiata kontrastow i paradoksow.

Nasza kambodzanska przygoda, jak to czesto w Kambodzy bywa rozpoczela sie od proby wyszukanego tajskiego oszustwa i ordynarnego kambodzanskiego wyludzenia, a wszystko to dzialo sie w granicznym miescie Poipet. Oto jadac tajskim, rozlatajacym sie minibusem, psujacym sie co pol kilometra i wydajacym z siebie najrozniejsze dzwieki smierci, przejezdzalismy akurat przez srodek niczego, kiedy wydal on jek ostateczny i stwierdzil, ze dalej nie jedzie. Kierowca poczal domowymi sposobami naprawiac cudo techniki azjatyckiej i juz po godzinie moglismy ruszyc ku przeznaczeniu. Wysadzono nas w budynku niedaleko granicy, gdzie miano nam zalatwic wizy. Oczywiscie wiza ta okazala sie niemal dwukrotnie drozsza niz byc powinna, wiec my, jako starzy wyjadacze i walizkopakersi pierwszego sortu, w przeciwienstwie do wszystkich zgromadzonych tam turystow powiedzielismy stanowcze nie. Na granicy wiza okazala sie juz drozsza o jedyne 5$ niz w oficjalnym cenniku wywieszonym nad glowa celnika, ktory nam to oznajmil. Tym razem uleglismy, zniecheceni wizja szukania zjawiska tak rzadkiego, jak uczciwy czlowiek obleczony w mundur.

Po przejsciu granicy nastapily kolejne proby delikatnego naciagactwa i oszukanstwa zakonczone ucieczka do autobusu linii granica - Siem Reap. Po drodze dosc wyczerpujacy przeglad nowinek technicznych krajow 3 swiata. Mijajace nas ciezarowki zrobione z traktorow, traktory zrobione z kosiarek, kosiarki przerobione na autobusy, motory obwieszone 101 żywymi kaczkami, powozy zrobione z bezksztaltnych mas metalu i drewna oraz miliony rowerow pamietajacych poczatek minionego wieku.

Samo miasto z pozoru przypomina kurorcik z pogranicza Francji i Hiszpanii. Wielkie hotele blyszczace swiatlami odbijajacymi sie w marmurach i szybach limuzyn. Male hoteliki ujete w prostej acz wygodnej, kolonialnej bryle. Uliczki pelne khmerskich knajpek i straganow. Oto pozory Siem Reap, do ktorego wiekszosc turystow ogranicza sie, odwiedzajac Kambodze na 2 dniowe buszowanie po swiatyniach Angkoru.

Inne oblicze miasta wylania sie juz po krotkiej wycieczce rowerowej, gdy pedzac swoja klekoczaca koza odbijasz w boczna uliczke i przeskakujesz z rownego asfaltu na toporny szutr, szybko przechodzacy w ubita gline w kolorze Afryki. Mijasz ludzi spiacych w chaotycznie skleconych domach, jedzacych w przydroznych barach zlozonych z kilku desek i ogniska, siedzacych w lokalnych kinach gdzie zamiast wielkiego ekranu widz ma do dyspozycji przecietnych rozmiarow kineskopowy telewizor, odrobine cienia i kilkanascie lezakow. Widac tu prawdziwa Kambodze, pelna biedy i ludzi, ktorzy znosza ja z pelnym godnosci usmiechem. Jest to prawdziwy swiat, ktory wspolistnieje ze zludzeniem stworzonym dla turystow jedzacych i upijajacych sie na ulicy pelnej barow. Swiat, ktory w wielu aspektach wydaje sie bardziej naturalnym i ludzkim.

Siem Reap jest tez pierwszym azjatyckim miastem, gdzie tak widoczne jest zebractwo i naciagactwo nastawione na zagranicznego burzuja. Male dzieci w brudnych ubraniach lapia za reke nawalonych turystow, ciagnac ich do sklepow, gdzie ci w przyplywie wzruszenia kupuja im produkty, ktore po kilku chwilach wracaja spowrotem na polki. Tysiace podobnych obdartuskow sprzedaje paciorki, kwiatki i owoce po niebotycznie zawyzonych cenach, ktore bardzo czesto przekraczaja sredne dzienne zarobki obywatela Kambodzy. Wszystko bazuje tu na zerowaniu na wyrzutach sumienia lub proznosci turystow.


Z drugiej jednak strony wystarczylo wyjechac kilka kilometrow poza granice miasta, by trafic do wiosek, gdzie bialego turyste oglada sie jedynie mknacego w tuk tuku lub klimatyzowanym autobusie. Tam ludzie autentycznie ciesza sie z samej mozliwosci obcowania, rozmowy czy nieraz poprostu dotkniecia bialasa z innego swiata. Dzieci nie prosza o dolara, tylko usmiechaja sie pozujac do zdjec, by potem zasmiewac sie z wlasnych twarzy uchwyconych aparatem Kosendarskiej. Tam mozna wreszcie poczuc, ze nie oglada sie ruchomej szopki tworzonej na potrzeby przemyslu turystycznego, tylko doswiadcza sie autentycznej goscinosci i ciekawosci innych ludzi. W takim wlasnie miejscu, po krotkiej rozmowie dowiedzialem sie od szczerbatego autochtona, ze on i owszem wie, gdzie jest Polska i ze jest ona kolo Sowietow. Dodatkowo podkreslil, ze my dobrze rozumiemy ich, bo Polska i Sowieci to tez biedne kraje, jak Kambodza.

Jesli zas chodzi o zabytki, czyli nieozywiona czesc naszych poszukiwan, to kompleks swiatyn w Angkorze oniesmiela swoim rozmachem, rozmaitoscia i pieknem architektury. Oczywiscie czesc naszej wycieczki byla wczesniej w Meksyku, wiec powyzsze zdania wydaja jej sie mocno przesadzone, a same swiatynie nie powoduja zadnycn wiekszych emocji. Jednak i dla nich nasza firma przewidziala atrakcje. Oto w jednej z rzadziej odwiedzanych swiatyn spotkalismy pana kambodzanskiego policjanta, ktory probowal sprzedac nam swoja odznake i czapke policyjna. 20$, ot okazja. W drodze do swiatyn karmilismy malpy, ktore doslownie rzecz ujmujac jadly Dominice z reki.
Mknelismy tak sobie po Kambodzy przez 5 dni na rowerach, robiac milion km dziennie i spogladajac z pogarda na bialasow wozacych sie taxowkami i innymi tukami. Wjechalismy dzieki temu w niezliczona ilosc zaulkow, niedostepnych dla osob poruszajacych sie wyzej wymienionymi, zgubilismy kilogramy po Tajlandii i przyjelismy z wdziekiem na twarz tony czerwonego pylu, kurzu i ziemi.
Trzeciego dnia wloczenia sie po kompleksie Angkoru, zlapalem spektakularna gume w rowerku, ktory dzielnie wozil mnie od swiatyni do swiatyni. Musielismy zatem odnalezc pomoc drogowa w postaci tuk tuka, z ktorym Kosendarska targowala sie do utraty sil. Bylo 1:0 dla Kosendarskiej, wiec tuk tukowiec udajac wielce nieszczesliwego, mamroczac pod noskiem, ze wiezie nas za pol darmo (w istocie wiozl nas jedynie 2h za 4 srednie kambodzanskie dniowki), obladowany nami i dwoma rowerami, pedzil po dziurawych drogach wprost w kierunku zachodzacego slonca.

Wynajelismy tez drewniana lodz i plywalismy po najwiekszym jeziorze Azji poludniowo- wschodniej, podgladajac zycie na plywajacej wiosce, ktora okazala sie maszynka do oczyszczania kieszeni turysty. Dominika o malo nie zostala rozszarpana podczas proby karmienia lizakami plywajacych dzieci w plywajacej szkole, a potem miotajace sie krokodyle na farmie aligatorow, po ktorej spaceruje sie schizofrenicznie zbitymi deskami, gdzie w przeswitach miedzy jedna, a druga widac sympatycznie blyskajace oczka gadziny. Mielismy to szczescie, ze udalo nam sie zobaczyc gre wstepna krokodylowatej pary, niestety samice bolala glowa i o pelnej kopulacji samiec mogl sobie tylko pomarzyc. Dwa razy zafundowalismy sobie masaz rybkami, ktore jedza czlowieka i obskubuja nogi bialasow, reklamujac sie haslem “prosze, nakarm nasze rybki swoim martwym naskorkiem” :), Kosendarska zaliczyla tez klasyczny masaz khmerski, wykonywany godzine przez nieletnia niewolnice, w salonie masazu, ktorego wlascicielem byl oczywiscie pedal- nie musze wspominac, ze ten argument przewazyl nad wyborem lokalu sposorod tysiecy innych w miasteczku. Trafilismy takze na pole lotosu, gdzie zjedlismy jego nasiona, w hotelu zajadalismy sie happy pizza, gesto okraszona marihuana, jedlismy suszonego weza, smazonego weza, hamburgera z krokodyla, najlepsze mango swiata z rak mizernej, glodnej dziewczynki i koniec koncow baluta, ktory nazywany jest tu baby egg. Dla tych mniej domyslnych balut to jajko wypelnione ugotowanym i calkiem dobrze rozwinietym kaczym embrionem i wodami plodowymi. Podaje sie je w kieliszku, niczym ugotowane jajko na miekko i w zasadzie tak samo tez sie je konsumuje, rozbijajac drzaca reka skorupke. Serwuje sie je z talerzykiem pelnym liscmi miety i sosem powstalym w wyniku zmieszania soli pieprzu i swiezo wycisnietej limonki. Kosendarska zjadla prawie-pisklaka z godoscia i nieskrywana niechecia, a ja z entuzjazmem- zachecony obietnica wiecznej erekcji i sily byka, przez policjanta siedzacego przy stoliku obok.

Czuje sie zobowiazany do napomkniecia, jak elita archeologow, unicefow i innych oficjeli dba o jeden z cudow tego swiata. Otoz w przeciwienstwie do wiekszosci mniej lub bardziej cywilizowanych miejsc na swiecie, jesli cos ma wiecej niz tysiac lat i jest jednym z wazniejszych zabytkow na swiecie, jest ogrodzone szyba/barierka/stalowymi kratami/fosa/sznurkiem/czymkolwiek. W kambodzanskim Angkorze natomiast miliony turystow moga dreptac radosnie, gdzie ich tylko fantazja poniesie. Staja dla lepszego efektu na tysiacletnich fragmentach swiatyn, walajacych sie po calej okolicy, wciskaja puszki i papierki w dziury powstale w wyniku regularnego odlupywania pieknych plaskozezb, etc. Wszystko to dzieje sie pod czujnym okiem licencjonowanych przewodnikow, policji handlujacej swoim umundurowaniem i ochrony spiacej w hamakach. Zeby nie bylo, ze tylko oczerniam wszystkich, mniej lub bardziej odpowiedzialnych za to bezmyslne szalenstwo, musze nadmienic, ze co zostanie zepsute, natychmiast jest naprawiane. Uszkodzony posag? Nie ma sprawy- umiescmy gipsowy odlew nie wiadomo czego, nie pasujacy do niczego i co najwazniejsze- w kolorze dokladnie przeciwnym niz oryginal. Brak plaskorzezby? Majster Hohm Hin polozy gruba warstwe betonu. A te walajace sie wszedzie fragmety swiatyn i zlamane kolumny? Beda doskonale pod stragany z owocami i pamiatkami, lub stana sie idealnym podestem dla cykajacych bezmyslnie fotki bialasow.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (81)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (8)
DODAJ KOMENTARZ
pikus
pikus - 2010-03-07 17:29
o, juz obydwoje jestescie na TY;]

małpka- Reniesski wymiata:D;*
 
pikus
pikus - 2010-03-08 23:01
1. schudliście trochę
2. Reniesski, skóra Ci z czoła schodzi, czy to jakiś orient diziz? (ładnie brzmi)
3. dlaczego Kosssendarska siedzi dzieciom na plecach?
4. pikus tez 'kocham Kosendarska'
 
reniesski
reniesski - 2010-03-08 23:04
5. reniesski przestan tankowac
 
patoholiday
patoholiday - 2010-03-09 09:34
lefko wyrabiaj tak dalej 300% normy w kometarzach, a kupie ci piwo w iglach. a wy reszto darmozjadow do roboty :)
 
pikus
pikus - 2010-03-09 09:59
cycki!
dźwięki!
 
Maggie
Maggie - 2010-03-09 13:14
Twoje komentarze są odrobinę monotematyczne Macieju ;D misju macz :*
 
patoholiday
patoholiday - 2010-03-10 10:35
ale jak moga byc monotematyczne jak to moj pierwszy :)
 
Avalarte
Avalarte - 2010-03-10 16:18
Fotki stają się coraz bardziej artystyczne niż dokumentalne;-> Są śliczne... Aż chce się jechać do Azji... Ehh... Tylko kiedy? ;-P ;D
 
 
patoholiday

Dominika i Maciek
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 102 komentarze102 1222 zdjęcia1222 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
14.01.2010 - 22.05.2010